Gwiezdny Wagabunda

Scenariusz i reżyseria: Krystian Krzyszczuk

Nie mój Pro8l3m

To historia jest nie lada, syn już duży — lat 13 ma i sporo gada.
Wiecie, jak to w życiu bywa czasem, on z matką mieszka, a ja z ambarasem.

Pod koniec roku prosił mnie, wręcz błagał:
– Tatko, tatko, ja na koncert chcę iść. Fest impreza, jeno z Tobą!
– Jaki koncert? – ja go pytam.
– No jest 'Problem’! – gada młody.
– Jaki problem, masz kłopoty?
– Tatko, tatko, weź ogarnij! To ekipa, cud chłopaki! W grudniu koncert, mega taki!
– Spoko synek. Gdzie ten koncert, w mieście jakim? – pytam wprost, choć portfel pusty.
– No w stolicy, na Torwarze. Wjazd stów kilka, damy radę!

Tuż, tuż święta, alimenty, czynsz, jedzenie i już czuję to mrowienie.
Koncert, dojazd, po kebabie…; z pół tysiaka tam zostawię!
Psia mać! – w złości rzucam – Kasa mi się nic nie spina.
Chłopak patrzy prosto na mnie. Usta mu drżą, łza zacina.
Zrozumiałem, nie przelewki. Koncert ma być, koniec śpiewki!

Więc kupuję po bilecie. Już przerasta mnie to, wiecie.
Myślę jednak – Tak też trzeba, niech mi świadkiem będą nieba!
Chłopak cieszy się jak szczenię. Tego sam chce, nic nie zmienię.
Wraz ten tydzień przed koncertem, czas na uśmiech i przepierkę.

Ciuch gotowy, my szczęśliwi,
wszystko cudnie wnet zatrybi,
wszystko cudnie wnet zatrybi.

Chcesz rozśmieszyć Boga?
Zdradź mu jakie plany masz!
Szykuj się, idzie trwoga…
Komu bólu łzy dziś dasz?

Syn mój chory, co za dramat! Nigdzie go nie puści mama _:(
Szlag mnie trafia — fason trzymam, nie ulegnę, bata ni ma!
Nic innego nie zostaje: sprzedam bilet, oddech wezmę i odtaję.

– Co byś synek chciał na święta? – przez telefon go zagajam.
– Nie wiem tatko, koncert chciałem. Słaby jestem i mam żale…
– Kumam synek, coś poszukam. Książka, plakat, fajna nuta?
– Kup mi płytę. I coś do tego – po twojemu: szalonego!
– Jaką płytę, mów mi szybko, słońce moje, moja rybko!
– „Art Brut” Pro8l3m, część ta druga, zrodzi mi się pełna ulga.
– Jasne synek, wiem co robić. Zdrowiej proszę.
– Pa tatko!
– Pa! 

I zaś cisza dorzuca swoje smętne trzy grosze…

Mam tę płytę! Co do tego? No coś megapojechanego!
Żeby chłopak poczuł klimat. Żeby stratą się nie spinał.
Gadam z ludźmi gdzieś po dzielni, nuż marzenie me się spełni.
Raptem graficiarz lokalny, sprzedaje pomysł fenomenalny!

– Art Brut z płyty w full wypasie zrobię mu na desce w klopasie.
– Że co? – pytam. – Jak na desce? Tej od klopa? – chyba poj83ało chłopa!
– Spoko stary, nie bój nic! Mam natchnienie, wyjdzie git!
– Ty mi lepiej powiedz, slick, ile ma kosztować ten twój trik?
– Twoja deska, moja praca — za pięć stów mi się to opłaca.
Drogo bardzo dla mnie za to, ale w końcu jestem tatą.
– Dobra Bezel, stworzysz dzieło, co by ludziom mowę zdjęło.

Ruszył z pracą, mistrz nad mistrze, i na Święta ma być gotów.
Choć dzień później coś marudzi, że zlecenie jest od Gotów.
– Weź mnie tylko, nie denerwuj — rzucam szybko. – Spinaj pory!
Módl się przy tym razem ze mną, co by dzieciak nie był chory.
Gość zaczaił, o co chodzi. Nie narzeka, wręcz mi słodzi.
Przed Wigilią do mnie dzwoni, że z wykonem czas przegonił.

Bezel dzieło mi oddaje. Patrzę na nie i nie wierzę.
– Toć to cudo jest, mój zbawco, opłaciły się pacierze!
– Fakt faktem, wyszło bajecznie! A do tego, masz tu coś małego.
Efekt świeży, czarno-biały, nietypowy — nie skasuję cię do tego.
Cały zestaw jest dla syna, spraw by poprawiła się mu mina _:)

Art brut gotów, ja szczęśliwy,
wszystko cudnie wnet zatrybi,
wszystko cudnie wnet zatrybi.

Chcesz rozśmieszyć Boga?
Zdradź mu jakie plany masz!
Szykuj się, idzie trwoga…
Komu bólu łzy dziś dasz?

Pukam do drzwi, a tam ona. Krew na ustach — ciężar dawnych lat.
Słyszę, że jest chory „nadal – bardzo”; a ja chcę mu tylko gifta dać.
Zbyt wielu ojców, którzy pokornie na kolanach przemierzają świat.
I zbyt wielu młodych chłopców, pod rządzącym okiem swoich mać.

– Mam tu prezent, dasz mu pod choinkę? To niespodzianka, ucieszy się przez chwilkę.
– Niespodzianka? Co znów wykombinowałeś. Sprawdzę to zaraz, a co myślałeś?!
Zagląda do torby i twarz jej się zmienia. Nabrała powietrza, chyba się zzielenia.
– Dragi, laski, wóda?!? – nie w tym domu takie cuda! – rzuca do mnie oschle w złości. 
– Zabieraj stąd ten kicz. Odkup też coś popsuł, miejsca na miernotę nie ma tu!
– To prezent, on taki chciał, to przecież dla niego…
– To nie mój problem, pokręcony kolego! Idź stąd lepiej, wynoś się. Ruszaj nim zadzwonię po dzielnicowego i nagadam, czym karmi moje dziecko, twoje zwichrowane ego!

– Kochanie — padło z domu pytanie: nasz gość już przyszedł?
– Nie, to nikt, najdroższy, jakiś typ się wygłupił, ale nuże wyszedł.


Art brut (sztuka marginesu albo ludzi wykluczonych), z franc. brut – czyli pochodząca ze stanu dzikiego, bez okrzesania – w języku polskim oznacza „prymitywna, instynktowna”. Wikipedia

Grafika ściśle nawiązuje do okładek albumów Art Brut formacji muzycznej Pro8l3m – wszelkie prawa autorskie po ich stronie.